Weryfikacja rynku. Bez niej nawet nie zaczynaj
Tym, co bardzo często sprowadza start-up i jego założycieli na manowce, jest brak odpowiedniej analizy rynku. Choć wydaje się, że to kwestia fundamentalna, Małgorzata Walczak, dyrektorka inwestycyjna w PFR Ventures przekonuje, że bardzo wiele raczkujących firm w ogóle nie zadaje sobie tego trudu, bądź przeprowadza taką analizę bardzo powierzchownie.
– W czasach, gdy dostęp do informacji jest tak liberalny, po prostu nie można odpuścić tego elementu. Tak zwany desktop research, czyli kilkanaście-kilkadziesiąt godzin spędzonych w internecie na wyszukiwaniu informacji o danym rynku to absolutna podstawa, ponieważ jego wyniki przesądzają o racji bytu danego przedsięwzięcia. Tym zagadnieniem założyciele muszą jednak zająć się samodzielnie – mówi Walczak.
Pierwszym pytaniem, na jakie pozwala odpowiedzieć analiza rynku, jest to, czy wśród grupy potencjalnych odbiorców istnieje w ogóle zapotrzebowanie na rozwiązanie, które start-up chce zaproponować. Jeśli odpowiedź jest twierdząca, wówczas można przejść do kolejnego zagadnienia – weryfikacji innowacyjności.
Walczak tłumaczy, że założyciele wielu start-upów, którzy próbują nawiązać współpracę z funduszami, są często przekonani o niepowtarzalności ich rozwiązania. Tymczasem chwila poświęcona na analizę rynku pozwala odnaleźć przynajmniej kilka firm, które już wcześniej zajęły się takim samym zagadnieniem.
– Choć gdy zakładałam Vocaly, na rynku funkcjonowało sporo aplikacji do treningu głosu, żadna nie oferowała wystarczająco zaawansowanych funkcji. Jako trenerka emisji głosu nie mogłam więc polecić moim uczniom żadnego narzędzia, które pomagałoby im w trakcie samodzielnych ćwiczeń w domu. Wiedziałam od nich, że jest zapotrzebowanie na tego typu produkt i dlatego podjęłam decyzję o stworzeniu własnego rozwiązania – mówi Borner.
Dobry pomysł bez dobrego zespołu to zły pomysł
Największe światowe brandy technologiczne zaczynały wiele lat temu od czegoś zupełnie innego niż zajmują się dziś. Tak na przykład YouTube wyruszał na podbój internetu jako platforma do wideo-randek. Z kolei podwaliny pod Twittera położyła platforma podcastowa Odeo.
Te dwa spośród niezliczonych przykładów mistrzowskiego piwotu ilustrują większość najważniejszych cech dla każdego start-upu i jego założycieli. Ich ukoronowaniem jest dobry zespół. Zdeterminowany, ale nie zafiksowany na swoim pierwotnym pomyśle, elastyczny i skłonny do ciągłej autokrytyki.
– Średni pomysł i świetny zespół to nieporównywalnie lepsze zestawienie niż świetny pomysł i średni zespół. Ludzie to absolutny fundament każdego przedsięwzięcia. Dlatego gdy przystępujemy do analizy potencjalnego partnera biznesowego, 80 proc. czasu poświęcamy na zdobywanie referencji o osobach, z którymi przyjdzie nam współpracować. Musimy wiedzieć, jak zespół jest zmotywowany, ile własnych środków jest w stanie zaryzykować i czy tworzący go ludzie już wcześniej ze sobą pracowali. Jeśli nie, to muszą udowodnić, że będą w stanie zgodnie rozwijać swoje przedsięwzięcie – tłumaczy Walczak.
Największym problemem z punktu widzenia funduszów są konflikty w zespołach, które zwykle prowadzą do ich rozpadu. Jak w wielu innych przypadkach tym, co rujnuje start-upy, są spory o pieniądze i podział władzy w spółce. Zdaniem Walczak, kluczem do unikania nieporozumień jest transparentne zarządzanie firmą, w tym przede wszystkim przejrzysta polityka wynagrodzeń. Dobrą praktyką jest także motywowanie zespołu udziałami w spółce.
– Piwot to jedno ze słów-kluczy w środowisku start-upowym. Jeśli nie masz dobrego zespołu, to po prostu nie będziesz go w stanie przeprowadzić. A zmiany w profilu działalności start-upów, nawet bardzo znaczące, zachodzą na porządku dziennym – mówi Walczak.
Founderzy muszą mieć świadomość, że piwoty są zakodowane w DNA każdego start-upu. Pomysł, który dzisiaj wydaje się doskonały, jutro wcale nie musi taki być. Dlatego autorefleksja i umiejętność wyciągania z niej wniosków to klucze do start-upowego sukcesu.