Dlaczego kobiety rzadziej dostają podwyżki niż mężczyźni?
Linda Scott: – Według niektórych mężczyzn dlatego, że jesteśmy słabsze od nich w negocjacjach. Albo że po prostu nie walczymy o wyższe pensje. Cios poniżej pasa, prawda? A ja myślę, że dokładnie znamy cenę walki o podwyżkę, to znaczy wiemy, że ona rzadko się opłaca, że takie negocjacje raczej nie kończą się sukcesem. Podobno byłoby inaczej, gdybyśmy prosiły w odpowiedni sposób.
Czyli?
– Nikt nie zna tego właściwego sposobu. Ale pewne jest, że nierówności ekonomiczne związane z płcią w znaczący sposób wpływają na dobrobyt całego społeczeństwa czy kraju, nie tylko na indywidualne historie. Mają też wielki wpływ na procesy związane z poziomem ubóstwa, przemocy, z tym, jak działa system edukacji.
Nie kształcimy się głównie w domach, jak jeszcze 100 lat temu, dostęp do edukacji mamy w Europie taki sam jak mężczyźni. Jak dużo zmieniło to w naszej pozycji społecznej?
– Z prawa do edukacji korzystamy we wspaniały sposób. Polki są lepiej wykształcone od mężczyzn, podobnie jak np. kobiety w Anglii, na co wskazują dane. A jednak mężczyzn jest zdecydowanie więcej na kierowniczych stanowiskach albo takich, które wymagają wysokich kompetencji.
Kwalifikacji kobiet nie wykorzystuje się w pełni na rynku pracy, wykształcenie nie podnosi też naszego poczucia godności, choćby dlatego, że zarabiamy mniej niż mężczyźni – ten fakt ustawia nas w pozycji słabszych. Wpisujemy się w pewien paradoks – społeczeństwo zainwestowało w edukację kobiet, a jednak spycha je na niższe szczeble. Ten mechanizm niszczy ekonomię całego kraju.
W jaki sposób?
– Nawet jeśli żyjemy w środowisku, w którym nikomu nie zależy, żeby mężczyźni byli jedynymi żywicielami rodziny – a przynajmniej nikt nie powiedziałby tego głośno – w sytuacjach kryzysowych ujawniają się schematy związane z nierównością. Mam na myśli sytuacje, takie jak pandemia. Kiedy dzieci nie chodzą do szkół, kobiety więcej czasu spędzają w domach – przy naczyniach do zmywania, obiadach, domowym nauczaniu. Wracamy do najbardziej tradycyjnych, głęboko zakorzenionych ról. Znowu jesteśmy opiekunkami domowego ogniska, nauczycielkami.
A jeśli chodzi o ekonomię – mamy więcej pracy niż mężczyźni, a mniejsze wynagrodzenie, bo przecież nikt nie płaci dodatkowo za zarządzanie domem. Byłoby lepiej, gdyby kobiety mogły być obecne na rynku pracy w stopniu takim samym, jak mężczyźni, wzmocniłoby to gospodarkę. A często nie możemy nie pracować w domu, bo nie mamy zapewnionej opieki nad małymi dziećmi, nasze pensje nie wystarczają na całodzienną prywatną opiekę albo pomoc domową.
Pisze pani o karze za macierzyństwo. W pandemii jest ona jeszcze bardziej dotkliwa niż wcześniej. I łatwiejsza do zauważenia.
– Ważne, żeby zrozumieć, jak ona działa. W skrócie: kiedy zostajesz matką, zaczynasz pracować więcej niż kiedykolwiek wcześniej. I nie dostajesz za to podwyżki. Zrezygnowanie z pracy zawodowej na czas wychowania dziecka często nie jest możliwe z powodów finansowych, młode matki muszą pracować. I żeby próbować pogodzić karierę z macierzyństwem, rezygnują z całych etatów, pracują na pół. Wtedy zazwyczaj ich sytuacja zawodowa zmienia się, wybierając pół etatu, decydują się na niższe zarobki niż przed macierzyństwem, zatem same wybierają zejście szczebel niżej w karierze, ich możliwości awansu się kurczą. Czasem kobiety poddają się, rezygnują z kariery, decydują na pozostanie w domu.
W pandemii widzimy wyraźnie, że ekonomia całego kraju jest tym bardziej krucha, im mniej wydajny jest system dostępnej dla wszystkich, niedrogiej opieki nad małymi dziećmi, czyli przynajmniej: wystarczająca liczba żłobków. Mnie ten problem szczególnie złości, bo byłam samotną matką, jedna z moich córek jest pracującą matką. Dla mnie to osobisty temat.
Dlaczego politycy nie zajmują się tym problemem?
– Bo nie jest dla nich ważny, po prostu. Kiedy kobiety zaczynały w coraz większym stopniu wchodzić na rynek pracy, konserwatyści raczej zniechęcali młode matki do dbania o kariery. A potem ten problem po prostu przestał istnieć w publicznej świadomości, na dziesięciolecia zginął wśród innych tematów.
Mam nadzieję, że sytuacja kobiet w pandemii zmieni podejście do problemu opieki nad małymi dziećmi, bo to przecież nigdy nie była praca, którą można lekceważyć czy też udawać, że nikt jej nie wykonuje.
Rezygnacja z macierzyństwa też może być rodzajem kary?
– Tak, kara za macierzyństwo ma dwa warianty – albo tracisz przez to, że zostajesz matką, albo nie zostajesz matką, bo nie stać cię na to, nie tylko finansowo.
Skoncentrowaliśmy się – również my, którzy publicznie mówimy o prawach kobiet – na problemie wyboru bycia bezdzietną. Walczyliśmy o szeroko dostępną antykoncepcję, teraz walczymy o prawo do aborcji. Ale ważna jest również możliwość podjęcia decyzji, że zostanie się matką.
Obserwuję moje studentki, córki, ich przyjaciółki i wiem, że wiele młodych kobiet chce mieć dzieci, ale nie może z powodu braku wsparcia finansowego, braku równych praw, dzięki którym nie musiałyby rezygnować z kariery na rzecz rodziny.
W Polsce prosta zastępowalność pokoleń została przerwana. Problem pogłębi zakaz aborcji, który prowadzi do spadku urodzeń.
Dlaczego zabiera się nam wybór?
– Z powodu walki o dominację. Kobiety we wcześniejszych pokoleniach nie pracowały poza domem, wtedy jedyną szansą na zmianę ich statusu społecznego było małżeństwo, a nie wykształcenie czy budowanie drogi zawodowej. Kiedy odpadła ta zasada, bronią konserwatywnych polityków przy budowaniu porządku społecznego pozostały sprawy związane z macierzyństwem, zatem antykoncepcja, aborcja. Do tego działają stereotypy kulturowe.
Konserwatywnym politykom, Kościołowi zależy na powrocie do modelu, w którym to mężczyzna decyduje o finansach w gospodarstwie domowym. A jeśli decyduje o finansach, kobieta jest od niego zależna, co zmniejsza prawdopodobieństwo, że będzie stawiała opór wobec przemocy, że zrezygnuje z małżeństwa.
Wejście kobiet na rynek pracy mogło to zmienić, ale tak się nie stało, mimo wyrównywania szans w edukacji. Zatem wciąż zła sytuacja materialna kobiet ma dużo wspólnego z tym, w jakim miejscu chciałoby nas widzieć wielu – zbyt wielu – mężczyzn.
Ekonomiści też bagatelizują znaczenie kobiet w budowaniu gospodarki?
– Ekonomia jest dziedziną nauki wyjątkowo zdominowaną przez mężczyzn, bardziej niż technologie czy inżynieria. I rzeczywiście: ekonomiści bagatelizują znaczenie kobiet, tak jakby wierzyli, że jeśli utrzymają je poza swoim światem, zachowają swój prestiż, na czym rzecz jasna bardzo im zależy. Zachowują to wrażenie prestiżowej dziedziny, w której to mężczyźni ferują wyroki, wszędzie, niezależnie od kraju.
Kobiety walczą z wykluczeniem związanym z ekonomią wszędzie na świecie. To jest zresztą fakt, którego sama się nie spodziewałam, kiedy zaczynałam pracę nad moją książką. Jak dotąd żadne badania nie wykazały, by istniał kraj, w którym kobiety nie byłyby dyskryminowane finansowo. Ograniczenia nakładane na nas, stereotypy dotyczące ról społecznych, istnieją od tak dawna, że zdążyły rozprzestrzenić się na cały świat.
Które z tych stereotypów są najbardziej niebezpieczne?
– Wiara w to, że kobiety powinny pracować w pewnych zawodach, a w innych nie. Że to mężczyzna powinien utrzymywać rodzinę. Że pewne zajęcia, takie jak zajmowanie się domem, wykonujemy nieodpłatnie.
Kobieta sprawująca opiekę, nauczająca, przygotowująca jedzenie albo ubranie to wciąż role, które zbyt wielu mężczyznom wydają się najbardziej dla nas naturalne. Być może dlatego, że ich zdaniem mniej zagrażają domowemu ognisku niż kariera w innych dziedzinach. I ten utarty sposób myślenia istnieje we wszystkich klasach społecznych, choć bywa manifestowany na różne sposoby.
Dlaczego na przykład kobiety w Polsce przechodzą na emeryturę wcześniej niż mężczyźni, chociaż zazwyczaj dłużej żyją? Dlaczego nie mają szans na wyższą emeryturę, która mogłaby im służyć dłużej niż mężczyznom? To jeden z paradoksów wynikających ze stereotypu, według którego kobieta jest słabsza. Czy również dlatego na starość powinna być biedniejsza niż mężczyzna?
Jednak niektóre kobiety mówią, że wcale nie chcą równouprawnienia finansowego w swoich domach – nie mają ochoty zajmować się pieniędzmi. Czasem uważają, że byłoby dobrze, gdyby mężczyzna uwolnił je przynajmniej od zajmowania się tymi sprawami.
– Takie podejście sprawdza się zazwyczaj w domach bez problemów finansowych. A te, niestety, mogą spaść na każdego i kiedy to się stanie, nie da się błyskawicznie zmienić zasad. Poza tym podejście do pieniędzy każdej z nas, również w naszych domach, miejscach pracy, ma duży wpływ na procesy społeczne, które dotyczą wszystkich.
Możemy utrwalać poddańczą pozycję kobiet albo się jej sprzeciwiać. I myślę, że do nas – tych, którzy piszą czy też zawodowo zajmują się sprawami kobiet – należy informowanie, jak działają mechanizmy spychające nas do tak zwanych tradycyjnych ról.
Dlaczego napisała pani obszerny wstęp właśnie do polskiego wydania „Kapitału kobiet”, a nie do żadnego innego spośród wielu tłumaczeń?
– Oglądając wiadomości, czytając prasę, czułam, że sytuacja kobiet w Polsce jest bardzo poważna. Przeanalizowałam dokładnie dane z badań, poznałam waszą historię i po tych wszystkich lekturach poczułam złość. Ale też smutek. Bardzo poruszyły mnie informacje o łamaniu praw kobiet w Polsce.
Jeśli chodzi o protesty przeciw zakazowi aborcji, posługiwałam się relacjami w prasie anglojęzycznej. Ale domyślam się, że również polskie media rzadko dokładnie wyjaśniają mechanizmy, raczej koncentrują się na szybkich informacjach.
Zatem powszechnie wiadomo, że w protestach chodzi o prawo do aborcji, a po drugie o walkę między politykami liberalnymi a Kościołem katolickim. Ale tak naprawdę chodzi o spychanie kobiet do pozycji poddańczej. Bo jesteśmy ubezwłasnowolnione, zależne, jeśli nie mamy równych z mężczyznami praw ekonomicznych związanych z rynkiem pracy, a dodatkowo nie możemy podejmować decyzji, czy urodzić dziecko, czy też nie.
Skoro równouprawnienie finansowe tak bardzo zmieniłoby sytuację kobiet, może ktoś obliczył, ile jeszcze lat zajmie osiągnięcie równości płac?
– Nie stanie się to samoistnie. Żadne publiczne dyskusje, protesty, a nawet zmiana sposobu myślenia wielu z nas nie przyspieszy tego procesu na tyle, byśmy mogli obliczyć lata, jakie dzielą nas od gospodarczej równości. Już teraz musiałby istnieć system wprowadzania zmian, akceptowany przez wszystkie opcje polityczne, a nie słyszałam o takim.
Dlatego tak ważne są działania każdej i każdego z nas: wspieranie firm prowadzonych przez kobiety, przyjaznych im, protestowanie przeciw wymierzonym w nas pogardliwym uwagom, rozmawianie w miejscach pracy o wynikających z płci nierównościach w wynagrodzeniach.
Potraktowałabym te działania jako wielką, oddolnie zorganizowaną kampanię społeczną. Wtedy być może nasze córki będą mogły obliczyć, ile lat dzieli ludzkość od równego traktowania kobiet i mężczyzn.
„Kapitał kobiet. Dlaczego równouprawnienie wszystkim się opłaca”, Linda Scott, tłum. Dorota Konowrocka-Sawa, Wydawnictwo Filtry 2021
Czytaj też: Miasto zaprojektowane dla kobiet