Czytaj też: W co zainwestować 50, 100 i 500 tys. zł? „W mojej ocenie okres największych spadków na giełdzie już minął”

Sama do tematu inwestycji podchodzę bardzo ostrożnie i raczej zachowawczo, zwłaszcza gdy jestem proszona o przedstawienie pomysłów na mądre zagospodarowanie cudzych pieniędzy. Nie ma rozwiązania, które byłoby korzystne dla wszystkich; inwestycja musi być dobrze przemyślana, skalkulowana i szyta na miarę. Przede wszystkim — powinniśmy przeznaczyć na nią taką kwotę, na której utratę możemy sobie pozwolić. Zawirowania i niepewna sytuacjach na rynkach finansowych, wywołane często przez czynniki niezależne od nas i trudne do przewidzenia — jak na przestrzeni ostatnich czterech lat pandemia Covid-19 czy rosyjska agresja na Ukrainę — sprawiają, że ryzyko towarzyszy także inwestycjom uważanym dotychczas za relatywnie bezpieczne. Środki planowane na inwestycje nie powinny w żadnym wypadku naruszać naszego zabezpieczenia finansowego, czyli oszczędności gromadzonych na wypadek utraty źródła dochodów (idealnie byłoby mieć poduszkę finansową o wartości co najmniej trzech pensji). Pomysłem na katastrofę jest zadłużanie się na poczet potencjalnych przyszłych zysków czy namawianie innych do partycypowania w ryzykownych inwestycjach - „dołóż 50 tysięcy złotych, kupimy razem kryptowaluty i przed końcem roku będziemy milionerami”.

To kwota, która daje już całkiem ciekawe możliwości ulokowania pieniędzy; zarówno inwestorom lubiącym ryzyko, jak i tym bardziej konserwatywnym, szukającym bezpieczniejszych aktywów. Moim zdaniem interesującą opcją są akcje spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych, szczególnie po obecnych cenach. W ramach dywersyfikacji portfolio zdecydowałabym się na spółki z różnych sektorów — w różnym stopniu podatnych na wahania koniunktury gospodarczej — o solidnej pozycji, wypłacających dywidendę.

Innym pomysłem są metale szlachetne, zwłaszcza złoto. Analitycy prognozują, że w związku ze złagodzeniem polityki monetarnej banków centralnych najbliższy rok przyniesie wzrost jego wyceny. Można kupić kruszec w postaci fizycznej; biżuterię, sztabki lub monety bulionowe (np. Filharmonicy Wiedeńscy, Krugerrand czy kanadyjski Liść Klonowy) lub zdecydować się na kontrakty terminowe.

Dla odważnych, lubiących ryzyko i zainteresowanych kryptowalutami — w myśl zasady „kupuj tanio, sprzedawaj drogo” obecne niskie kursy mogą być dobrym momentem na inwestycję w takie aktywa. Kryptowaluty charakteryzują się bardzo gwałtownymi wahaniami cen i są w stanie wygenerować niespotykane na żadnym innym rynku stopy zwrotu, ale i bardzo dotkliwe straty. Rok 2022 zdecydowanie nie był dla branży krypto dobry; zwłaszcza upadek giełdy FTX i innych projektów przyniósł straty wizerunkowe trudne do oszacowania. Mimo to uważam, że pogłoski o śmierci tak kryptowalut, jak i stojącej za nimi technologii blockchain są mocno przesadzone i dojdzie do korekty kursów. Niemniej, jak już wspomniałam — to nie opcja dla osób z dużą awersją do ryzyka.

Czytaj też: W co zainwestować 50, 100 i 500 tys. zł? W OZE, start-upy, albo w badania nad kannabinoidami

Pomysły na inwestycje za 50 tysięcy złotych i tu znajdą zastosowanie, oczywiście w odpowiednio przeskalowanej wersji. 100 tysięcy złotych to także kwota, która pozwala już na inwestycje anielskie w start-upy. Za relatywnie niewielką sumę można kupić kawałek firmy i mieć wpływ na jej kształt — to opcja dobra dla wszystkich, którzy chcą być w swojej inwestycji aktywni, a nie tylko pasywnie obserwować spadki i wzrosty kursu, jak to ma miejsce w przypadku ulokowania środków np. w akcjach. Idealnie, gdy start-up działa w obszarze, który dobrze znamy i którego specyfikę rozumiemy. Ocena założeń, innowacyjności oraz szansy na powodzenie czy zweryfikowanie planowanych wydatków będą wówczas znacznie łatwiejsze, zyskamy również możliwość wsparcia projektu zdobytą wiedzą. Absolutnie niezbędne przed podpisaniem umowy będą pogłębione rozmowy z założycielami start-upu, solidne postępowanie due diligence i czas do namysłu.

Tę kwotę może trochę asekurancko zainwestowałabym w nieruchomość (w zależności od lokalizacji mniejsze lub większe mieszkanie) na użytek własny lub na wynajem. Wiem, że to dość popularna i mało oryginalna strategia inwestycyjna, niemniej w czasach rosnącej inflacji oraz dużej niepewności i wahań cen na giełdach, a także dużego ryzyka niepowodzenia start-upów, wydaje się dobrym pomysłem, zwłaszcza jeśli mamy 500 tysięcy złotych w gotówce i nie bierzemy kredytów, których oprocentowanie w ostatnim czasie mocno wzrosło. To także dobra oldskulowa opcja dla wszystkich zmęczonych lokowaniem pieniędzy w rzeczy istniejące wyłącznie wirtualnie — gdzieś w metaversie lub bliżej nieokreślonej przyszłości.

Jestem przedsiębiorcą z szerokim doświadczeniem biznesowym, właścicielem kilkunastu marek oraz współwłaścicielem kilku startupów, w które miałem okazję zainwestować. Moją drogą w biznesie jest nieustanne poszukiwanie nisz rynkowych, a także dostrzeganie istniejących problemów, by wypełnić je kreatywnymi rozwiązaniami.

50 tys. zł to fajna i pobudzająca kreatywność kwota, którą można zainwestować. Gdybym stanął przed decyzją dotycząca takiego przedsięwzięcia, z pewnością tych pieniędzy NIE inwestowałbym w siebie i własny rozwój. W dzisiejszych czasach mamy do czynienia z potężną rewolucją rozwiązań AI, która będzie przyspieszać w najbliższych miesiącach i latach. Biorąc to pod uwagę, może okazać się, że korzyści z poświęcenia kilkuset godzin na naukę kolejnego języka, czy doskonalenie umiejętności obsługi aplikacji graficznych mogą okazać się pozbawione biznesowej wartości. Naszej wartości „rynkowej” nie określa to, co potrafimy robić, czy jakie mamy doświadczenie, tylko to, jakie korzyści i efekty jesteśmy w stanie dostarczyć. Choć często te dwa pojęcia idą ze sobą w parze, to równie często są ze sobą mylone.

Moim zdaniem inwestowanie powinno być wolne od stresu, powinno być dla nas przyjemnym sposobem, żeby zarobić kilka złotych ekstra. Nie jestem zwolennikiem agresywnych strategii inwestycyjnych, dzięki którym można sporo zarobić, ale też i sporo stracić. To nie dla mnie. Obecnie za ciekawy pomysł na inwestycje, ale i dobrą zabawę uważam klocki Lego. Może to zaskoczyć wiele osób, ale klocki Lego, szczególnie dla ludzi z pokolenia dzisiejszych 30-50 latków to sentymentalny wehikuł czasu i świetny sposób na hobby. Mówimy tu konkretnie o inwestowaniu przez kupowanie rzadkich zestawów klocków Lego, tylko po to, żeby po kilku latach odsprzedać je z zyskiem. Zwroty z takich inwestycji potrafią być zaskakująco wysokie.

Co więcej, jest to też bardzo przyjemny sposób na spędzanie czasu ze swoimi dziećmi, które na pewno wiedzą czym klocki Lego są. Nie wspomnę już nawet o korzyści w postaci możliwość nauczenia dzieciaków podstaw inwestowania, handlu i ekonomii. Namówiłem ostatnio mojego syna, żeby przeznaczył część pieniędzy, które otrzymał jako prezent pierwszokomunijny, na taką właśnie antyinflacyjną inwestycję na dwa lata.

Gdybym miał wydać 100 tys. zł, rzuciłbym pracę na etacie, zamknąłbym się w domu na trzy miesiące i odżywiając się wyłącznie pizzą i wodą kranową, pracowałbym po 18 godzin dziennie, przeglądając informacje biznesowe, czytając raporty, rozmawiając z ludźmi za pomocą komunikatorów, śledząc zagraniczne trendy i chłonął wszelkie informacje ze świata. Wszystko po to, żeby po tym czasie wyjść na światło dzienne i założyć dziesięć start-upów, które proponują rozwiązanie problemów jakichś branż czy sektorów rynku. Następnie, metodologią Lean starałbym się przez 3 miesiące rozwijać te marki w równej mierze, zapoznając z nimi rynek. Po tych trzech miesiącach ograniczyłbym się do trzech najlepiej perforujących projektów, do których znalazłbym inwestorów z głową wystarczająco otwartą, żeby chcieli zainteresować. Jeśli pomysł będzie wystarczająco dobry, żeby stanowić rozwiązanie czy usprawnienie istniejącego problemu, mogące wygenerować dla klienta ogromne oszczędności, to dobry inwestor to dostrzeże i pomoże rozwinąć produkt.

Gdybym miał 500 tys. zł, poszukałbym wariatów, którzy potrafiliby zamknąć się w domu na 3 miesiące, żeby… żart. Myślę, że taką kwotę rozdzieliłbym na kilka projektów. Część z pewnością zainwestowałbym w perspektywiczne start-upy, bo uważam, że jest to jeden z ciekawszych kierunków inwestowania na rynku. Za kolejną część można kupić używane ferrari i dołączyć do elitarnego klubu pasjonatów super samochodów, nie po to, żeby jeździć szybko, ale po to, żeby poznać ciekawych ludzi i robić ciekawe interesy. Co do pozostałej kwoty — wspomniałem już wcześniej o rewolucji w obszarze AI. Ta zmiana sprawiła, że wzrósł mój apetyt na inwestycje w szczególnego rodzaju usługi. Chodzi o te usługi, których w najbliższych latach nie zastąpi sztuczna inteligencja. Niskonakładowe usługi, które dzięki dużemu zapotrzebowaniu, mogą być bardzo ciekawym i dochodowym biznesem, który niekoniecznie jest super sexy na pierwszy rzut oka. Mowa tu o biznesach typu salony fryzjerskie, samoobsługowe myjnie samochodowe, usługi sprzątające i tym podobne. Te biznesy potrafią być kryzysoodporne, rewolucja przemysłowa już w tych sektorach nastąpiła lub nie nastąpi nigdy i generują wysoką marżę. Innym kierunkiem są produkty i usługi premium, które są odporne na kryzys ze względu na grupę targetową. Drogie zegarki, auta czy dzieła sztuki zawsze znajda swoich nabywców.

Czytaj też: Czterodniowy tydzień pracy, widmo zwolnień i co jeszcze? Maciej Witucki: Rośnie frustracja pracowników i pracodawców

Taką sumę zainwestowałabym w edukację swoją i córki. Może to zabrzmieć dość zuchwale, ale uważam, że kobiety szczególnie mają bardzo wiele do zaoferowania światu, ale żeby tego dokonać należy ciągle się rozwijać. Nasze dzieci to przyszłość, więc to oczywisty wybór. Wiedza pozwala dokonywać lepszych inwestycji, wyborów i rozwijać biznes. Rezonuje również na innych. Wiem to z doświadczenia jako rodzic, VP sales EMEA w HTC VIVE, gdzie na co dzień pracuję w wielokulturowej organizacji z wieloma utalentowanymi kobietami oraz jako mentorka biznesu młodego pokolenia kobiet, które stoją u progu kariery. Uczyć się od najlepszych, poszerzać i zgłębiać wiedzę, rozwijać swoje pasje, kompetencje i umiejętności interpersonalne to mój cel na drodze do bycia lepszym rodzicem, menadżerem i mentorem.

100 tys. złotych zdecydowanie zainwestowałabym w start-up VR lub Metaversum. To niesamowite jak rynek VR rozwinął się w ostatnim czasie w biznesie i edukacji, powstały szkolenia lekarzy, dentystów, maszynistów, kierowców ciężarówek czy tramwajów, pierwszej pomocy, specjalistycznych treningów sportowych, rehabilitacji, lekcji chemii i fizyki w szkołach średnich i podstawowych. VR nie ma ograniczeń, sięga granic ludzkiej wiedzy, wyobraźni i marzeń. Daje niesamowitą przewagę konkurencyjną firmom, to też krok w stronę zrównoważonego rozwoju. Optymalizacja produkcji i procesów, wirtualne modelowanie i projektowanie w VR i wiele więcej to wszystko się już dzieje. A to dopiero początek.

Czytaj też: Inwestycje w wirtualne nieruchomości. Niebezpieczeństw jest wiele. A jakie są szanse?

Lwią część przeznaczyłabym na zakup ziemi lub inwestycje w nieruchomość w lokalizacji z potencjałem. Aktywa takie jak grunt czy dom, mieszkanie kupione za gotówkę zawsze się zwrócą. To dobre zabezpieczenie na przyszłość, które w przypadku wynajmu bądź dzierżawy może od razu zarabiać na siebie. Niewielką część zainwestowałabym również w sztukę. Odkrywanie wschodzących gwiazd jest ekscytujące i daje dużo satysfakcji. Warto kierować się intuicją, ja ufam swojej w 100 proc. Dywersyfikacja inwestycji jest ważna. Sztuką interesuję się od dawna i mam kilku ulubionych artystów. Jak każda inwestycja, tak i ta niesie ze sobą ryzyko, ale jeśli kupuje obraz, który mi się podoba, to w najgorszym wypadku mam ładny obraz. To raczej długoterminowa strategia, ale w mojej ocenie zdecydowanie warta rozważenia.