Zadaję dużo pytań, a przecież dzięki biografii autorstwa Anny Augustyniak i dokumentom, które się zachowały, o Irenie Tuwim wiemy sporo. Nie wiem już sama, czy ulegam złudzie tajemnicy i szukam nieistniejącego, czy chcę dowiedzieć się czegoś, na co odpowiedzi nie dostanę: jaka była?
Duże co nieco
Czytam jej wiersz Mokotów, który napisała w czasie pobytu z pierwszym mężem w Paryżu:
Biegnę bez kapelusza, gdzie kończy się tramwaj,
znów odkryć nowy spacer dla siebie na własność
idę szosą przed siebie jak drogą nadbrzeżną,
wiatr włazi mi we włosy. Tańcuj sobie wietrze!
Przypomina mi się utwór innej poetki żydowskiej, Zuzanny Ginczanki, w którym pisze o „chaosie leszczyn rozchełstanych po deszczu” i kończy obrazem dziewcząt „uwikłanych po szyję w sukienki”, które prowadzą „kulturalne rozmowy”. Letnie, wiecznie zabiegane księżniczki.
Irena wpada kiedyś do Ziemiańskiej i zakochuje się w młodszym o sześć lat Julianie Stawińskim. Mimo tego, że żyje w pięknej willi ze światowym mężem, to odchodzi od niego, aby podążyć za sercem. Mąż na odchodne racjonalnie proponuje: jeśli nie będzie jej się układało z kochankiem, to zawsze może wrócić. Irena nie wraca.
Następny tom wierszy tytułuje „Miłość szczęśliwa”. Kiedy wybucha wojna, wyjeżdżają do Francji, następnie Anglii, Kanady i Ameryki. Do Warszawy wracają w 1947 r., a Irena kontynuuje pisanie, głównie dla dzieci i młodzieży.
Sporo tłumaczy, przed wojną zdążyła przełożyć baśnie braci Grimm, bajki o Myszce Miki i Królewnie Śnieżce. No i „Kubusia Puchatka” oraz jego kontynuację, „Chatkę Puchatka”, które w Polsce wychodzą w roku 1938. O mały włos, a tego tłumaczenia by nie było, ponieważ po przejrzeniu książki Irena odmówiła pracy ze względu na, według niej, specyficzny rodzaj humoru, który na język polski mógłby być „nieprzetłumaczalny”. Na szczęście, po namowach rodziny, podjęła się tego wyzwania, dając nam takie określenia, jak „małe conieco” czy „miś o bardzo małym rozumku”.
Później, kiedy pojawiło się kolejne tłumaczenie Moniki Adamczyk-Garbowskiej (lata 80.), okazało się, że Kubuś to tak naprawdę Fredzia Phi-Phi. I chociaż było to bliższe oryginałowi, to wielu osobom propozycje Ireny Tuwim były bliższe. Być może to w związku z jej metodą pracy, która stawiała na kontekst, a nie tłumaczenie słowo po słowie. Stąd niektóre imiona były spolszczone (jak w pierwotnej wersji Mary Poppins, którą również przełożyła), a część scen opowiedziana na nowo, aby przybliżyć realia do polskich.
Po wojnie nie miała już jednak wielu ciekawych wyzwań zawodowych, chociaż może jestem niesprawiedliwa: w końcu przełożyła razem z mężem „Chatę wuja Toma” czy powieści Edith Nesbit. Razem z Ireną Krzywicką przygotowała w 1947 r. tom radzieckich opowiadań socrealistycznych, pisała również własne utwory, jak tom autobiograficznych opowiadań „Łódzkie pory roku”, w którym opisała atmosferę rodzinnego domu w Łodzi, czym niejako spłaciła „dług” wobec brata, przywołując ich wspólne losy. No właśnie, brat.
Zewnętrzna dusza Juliana
Cień wybitnego poety mógł przysłonić podmiotowość Ireny. Po śmierci Juliana wiele osób oczekiwało, że jego siostra napisze biografię, wyda korespondencję, słowem: stanie się kustoszką życia poety. Tak się jednak, mimo podejmowanych prób, nie stało.
Być może ciężar oczekiwań był zbyt paraliżujący; wyobraźcie sobie, że piszecie i ktoś cały czas patrzy wam na ręce, dopytuje, czy już skończone. Sam Julian uważał, że Irena jest jego „zewnętrzną duszą”, to wielki ciężar.
Kiedy w 1963 roku wychodzi księga „Wspomnienia o Julianie Tuwimie”, Irena pisze do niej tekst otwierający, w którym wspomina dzieciństwo w Łodzi i to, że przez 25 lat mieszkali zawsze blisko siebie w Warszawie. Przez chwilę, po rozwodzie z pierwszym mężem, nawet pod jednym dachem. Ale to nie oznacza, że ich relacja ma być jedynym tematem twórczym Ireny.
A co nim było? Potrzeba miłości i zrozumienia (poezja), ucieczka w wyobraźnię i symbolikę (twórczość dla dzieci, w tym translatorska), może świadome zerkanie w przeszłość (wspomnienia). A reszta to dla nas zagadka. Jak jej uśmiech ze starej fotografii: nieśmiały, niepewny. Tylko jej przeznaczony.
Korzystałam przede wszystkim z biografii Ireny Tuwim „Nie umarłam z miłości” autorstwa Anny Augustyniak (Wydawnictwo Trzecia Strona, Warszawa 2016) oraz artykułu Doroty Maliny, Życie w cieniu słynnego brata. Irena Tuwim (Zwierciadło.pl) i dorobku grupy herstorycznej Łódzki Szlak Kobiet.