Maria Janion. Pracowała w Instytucie Badań Literackich PAN oraz na uniwersytetach w Gdańsku i Warszawie. To właśnie dzięki niej na powrót przyjrzeliśmy się romantyzmowi jako epoce zawirowań. Literatura kojarząca się ze szkolnymi lekcjami nagle stała się pełną namiętności i przekroczeń opowieścią o ludzkich pragnieniach. Mickiewicz, Słowacki, „gorączka romantyczna”, wizja rewolucji – a wszystko to nader aktualne. A to dlatego, że ciągle siedzi w nas chęć wybicia się na niepodległość, zawalczenia o siebie zarówno w wersji indywidualnej, jak i zbiorowej. Przy czym naród jest tu chwiejny, ciągle definiowany na nowo. Wyklucza on bowiem wielu z tych, którym „duch inności” nie pozwala iść w głównym szeregu. Stąd pomysł Janion na redagowanie serii „Transgresje”, gdzie w kolejnych tomach przedstawiano tych, którzy dzięki wielowymiarowości przekraczali kolejne granice: materialne, symboliczne, społeczne. A także tożsamościowe.
My z niej wszystkie
Kolekcja „dziwaków”, odstających od dominującego nurtu, to zagadnienie, które wielokrotnie stanowiło oś zainteresowań Janion. Zarówno tych naukowych, jak i społecznych. Osoby nieheteronormatywne, feministki, Żydzi, szaleńcy i poeci. Wieszcze, wyklęte artystki i nieustająco zmieniające się postaci zawieszone między literacką fikcją a zbiorową świadomością.
Fascynacja Janion tym, co nie przystaje do oficjalnego kanonu, wiązała się zarówno z jej wojennymi doświadczeniami antysemityzmu, jak i głęboką wrażliwością na krzywdę. Swoją naukową działalność wyprowadzała więc z zakurzonych bibliotek w stronę pulsujących zmian społecznych. Stąd potrzeba przegadywania ich, niekończące się dysputy i seminaria, w tym najważniejsze: studenckie.
Dla jej uczennic i uczniów możliwość zetknięcia się z wielkim umysłem Janion była intelektualnym rollercoasterem. Tu nie było miejsca na ściemy, modne koncepcje niepoparte wiedzą. Kuźnia wymagała nie tylko dyscypliny naukowej, lecz także własnego zdania oraz wiedzy, jak go bronić.
Stąd Monika Rudaś-Grodzka, jedna z jej uczennic, powiedziała kiedyś, że „my z niej wszystkie”. Miała na myśli rzesze tych, które na seminariach Janion mogły wreszcie mówić to, co chciały. Kobiety, przyzwyczajone do nieśmiałego zabierania głosu w czasie oficjalnych spotkań, zwykle przepraszają za to, że w ogóle mają czelność mieć swój pogląd. Nazywa się je wtedy „kontrowersyjnymi”, bo tak w kulturze uciszania nazywa się te, które wiedzą, co myślą. Tymczasem w warszawskim Pałacu Staszica referaty były początkiem barwnych opowieści. Słychać to na nagraniach niektórych seminariów, które na szczęście zostały zachowane i są częścią archiwum naukowczyni (można się z nim zapoznać na stronie Janion.pl).
Nienawidzę polskiego mesjanizmu
Nie bała się zabierać głos w ważnych dla niej sprawach. Wbrew temu, co sądzi się o „obiektywności naukowej”, według której badacz nie powinien w ogóle mieć zdania na żaden współczesny temat, tylko siedzieć w papierach jak w więzieniu. Przez wiele lat angażowała się społecznie, ostatnio również wspierając ruch feministyczny czy LGBTQ+. Pisała listy otwarte, komentowała.
Jej diagnoza przekazana Kongresowi Kultury w 2016 r. wydaje się nadal aktualna: „Powiem wprost – mesjanizm, a już zwłaszcza państwowo-klerykalna jego wersja, jest przekleństwem, zgubą dla Polski. Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu”.
Uważała, że egzaltowanie się krwią i polityką historyczną tylko po to, aby przedstawiać się w roli nieustającej ofiary, jest złem. Kultura, która hołubi ból i cierpienie, niewiele osiągnie, a naród, który „nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać. Stąd płyną szokujące sadystyczne fantazje o zmuszaniu kobiet do rodzenia półmartwych dzieci, stąd rycie w grobach ofiar katastrofy lotniczej, zamach na zabytki przyrody, a nawet, proszę się nie zdziwić – uparte kultywowanie energetyki węglowej, zasnuwającej miasta dymem i grożącej nadchodzącą zapaścią cywilizacyjną”.
To nie był tylko wyrażony pogląd: taka była konkluzja na podstawie wiedzy. Cień z jaskini platońskiej stał się realnym zjawiskiem, które należało zbadać, opisać i zinterpretować. Tekst na kongresie został za nią odczytany, była zbyt słaba, aby zrobić to osobiście. Zmarła w wieku 93 lat. Kilka lat przed śmiercią udzieliła wywiadu rzeki Kazimierze Szczuce, swojej uczennicy. Opowiadała w nim o własnej tożsamości, lesbijstwie i wykluczeniu.
Na jej pogrzebie, który był świecką ceremonią duchową, modlili się ksiądz katolicki, prawosławny, rabin, pastorka ewangelicka, buddyjski lama oraz hinduista. Łączyła ludzi do końca, pomimo wyrazistych poglądów. Była ciekawa różnic i napięć między nimi. Kiedy urna z prochami ruszyła w stronę grobu, z głośników rozległa się pieśń Edith Piaf „Je ne regrette rien”. Nie żałuję niczego. I tak trzeba żyć.
Korzystałam z takich prac Marii Janion, jak „Kobiety i duch inności” z 1996 r., „Gorączka romantyczna” z 1975 r., zbiorów „Transgresje” pod jej redakcją (łącznie 7 tomów) z lat 1981-1985, a także strony Archiwum Janion (Janion.pl) prowadzonej przez Archiwum Kobiet, IBL PAN.