W naturze bardzo ciężko go spotkać. Za najbliższe mu uznaje się węgiel i sadzę, z których długo pozyskiwano pigmenty do farbowania tkanin na kolor czarny. Przez lata jednak nie potrafiono zrobić tego ani trwale, ani efektownie. By uzyskać jego głęboką wersję, uciekano się do barwienia na niebieskim materiale za pomocą krwi, kory, korzeni, owoców czy orzechów, które pozwalały w kolejnych „kąpielach” uzyskać odcień zbliżony do czerni. Najczęściej jednak w tej żmudnej i kosztownej pracy otrzymywano szary lub brązowy. Najlepsze efekty dawały kora orzecha czarnego i jego korzenie, ale drzewo budziło podejrzenia. Te ostatnie, jako toksyczne, prowadziły do śmierci zwierząt domowych i utrudniały wegetację roślin, dlatego sądzono, że udział mają tutaj… diabelskie moce. Jedynym efektowym, ale i bezpiecznym składnikiem w średniowieczu były tzw. „oak apples” – rodzaj mutacji drzew dębowych (nie owoc, jak można by sądzić po nazwie), które występowały tylko na terenie Europy Wschodniej, Afryki Północnej oraz na Bliskim Wschodzie. Były trudno dostępne i bardzo drogie.
Od diabła do możnowładcy
Zapotrzebowanie na czerń rosło, stąd wiele farbiarni i manufaktur dążyło do ulepszenia receptury i obniżenia kosztów, choć każda oferowała trochę inne rozwiązanie (nie znajdzie się dwóch tak samo czarnych ubrań jeszcze przez lata). Już pod koniec średniowiecza kolor pomału zaczynał być kojarzony z władzą i profesjonalizmem, z autorytetem i powagą, ale też statecznością (nie był krzykliwy, kolorowy – co właściwe było ubraniom np. błaznów). Nosili go urzędnicy, prawnicy, profesorowie i ludzie pieniądza. Zapominano o odwiecznym archetypie kojarzącym ciemne barwy z chaosem i diabłem. Nie tylko w wykładni chrześcijańskiej, lecz także w wielu religiach teoria początku łączy powstanie świata z nocą, a noc naturalnie łączy się z ciemnym, jeśli nie czarnym kolorem. W wielu wierzeniach kolor ten był kolorem złych, albo przynajmniej niebezpiecznych mocy. Przez całe średniowiecze takie kolory nadawano też negatywnym bohaterom, zwłaszcza w zabytkach sztuk wizualnych.
Obrazy renesansowe dobitnie przekonują o tym, że zmiana w postrzeganiu czerni była radykalna – ówcześni zamożni i władcy coraz chętniej portretują się właśnie w tym kolorze. Przyjrzyj się Karolowi Dobremu na jego XV-wiecznym portrecie, a Karolowi V czy Filipowi II na przedstawieniach XVI-wiecznych. Cali w czerni! W XVI i XVII w. był to już bardzo prestiżowy kolor. Wraz z popularnością hiszpańskiej etykiety i mody, zwłaszcza postulowanego w niej umiaru i ascezy ubrania, zyskiwał popularność jako skromny. W rzeczywistości do tego postulatu było mu daleko. Jedyne ubranie, które rzeczywiście niosło za sobą takie znaczenie, to uniformy zakonne. W przypadku ubrań cywilnych – owszem, nie był to może kolor krzykliwy, ale wyzwanie technologiczne, jakim było jego uzyskanie, wciąż sytuowało go wśród barw luksusowych. Jego pozytywne konotacje pojawiły się prawdopodobnie już w wieku XIV w kręgach włoskich mieszczan, jako że wobec formalnego zakazu używania czerwonego i niebieskiego (prawem przeciwko zbytkowi), czerń świetnie nadawała się jako zastępstwo, bo zakazom nie podlegała. W dodatku świetnie eksponowała ona walory koronek, białych kołnierzyków czy złotych naszyć biżuteryjnych – elementów zbytku czy luksusu. Nie tylko uzyskanie koloru było nadal kosztowne – do łatwych (i tanich) nie należało też utrzymanie głębokiej czerni w należytej czystości. Aksamitna czerń szybko „łapała” zanieczyszczenia, stąd należała do repertuaru tych elementów mody, które można było określić mianem zbytku – drogim, cennym i wymagającym pomocy oraz troski osób trzecich. Na prawdziwie czarne ubrania stać było zatem niewielu. Czarny pozwalał więc wyeksponować gust i majętność tzw. klasy „próżniaczej”, a nie podlegał przy tym krytyce moralistów, jak czerwony, złoty, srebrny czy niebieski.
Czerń drukowana i niewidzialna
Czasy nowożytne nie tylko przyniosły skojarzenie z arystokracją i prestiżem, lecz także wraz z wynalezieniem druku upowszechniły czerń w zestawieniu z bielą – symbolem nowych czasów. Czarny stawał się nośnikiem informacji i wiedzy, znów właściwej wybranym grupom społecznym. Był wizualną reprezentacją i znakiem świata słów i obrazów – świata w pewnym sensie abstrakcyjnego. Popularyzację zawdzięcza również rozprzestrzeniającej się religii protestanckiej i właściwej jej swoistej chronofobii, czyli lękowi przed zbyt żywymi kolorami, przekładającemu się na ograniczenie dekoracji, zwłaszcza świątyń, a także wystroju wnętrz i innych elementów otoczenia najlepiej do szarości, czerni i bieli. Ubrania protestantów podlegały wielu zaleceniom, również dotyczącym koloru: miały być ciemne i poważne. Czerń nadawała się najlepiej, choć jak już wspomniano – o tę trwałą i głęboką wcale nie było łatwo. Może poza dworskim życiem we Francji, XVII w. był wręcz „wiekiem czarnego”, jak twierdzi wybitny badacz koloru Michel Pastoureau. Uniformy w tym kolorze noszono na terenie Skandynawii i Zjednoczonych Prowincji, w purytańskiej Anglii, jak również w samej Francji, gdzie wybierali go urzędnicy, katolicy, a nawet arystokracja (według Pastoureau nawet 33% nosiło ten kolor). W ciemne (jeszcze nie tylko czarne) kolory przybierano też domy żałobników i ich samych, a wszechobecna śmierć rozprzestrzeniała ten zwyczaj. Do czasu…
Po publikacji odkryć Isaaca Newtona z zakresu psychofizjologii widzenia, czyli na początku XVIII w., czarny przestaje być atrakcyjny jako kolor. Unaocznienie, dlaczego i jak widzimy poszczególne barwy (niekoniecznie kolory, które muszą istnieć realnie), prowadziło do wniosku, że czarny… nie istnieje, jest tylko brakiem światła! A XVIII w. będzie wiekiem koloru, światła i jasnych barw. W ówczesnej modzie czarny ewidentnie odejdzie w zapomnienie. Odwracają się od niego grupy zawodowe od lat z nim utożsamiane (urzędnicy, prawnicy, służba mundurowa), dodając do swoich uniformów akcenty innych kolorów. Znika nawet w ubraniach żałobników, choć te nadal utrzymane są w ciemnych barwach. Ta wielka rewolucja to tylko po części reakcja na rewelacje naukowe. W dużej mierze wynika z możliwości zakupu niedostępnych dotąd albo bardzo drogich pigmentów (jak np. indygo), które teraz zalewają Europę w związku z podbojem kolonialnym. Kolory są też pożądane przez wzgląd na przykład dworu francuskiego, który lansuje międzynarodową modę, a ta najczęściej zmienia się w wyniku zmiany kolorów ubrań. Odejście od czarnego ilustruje w tym czasie nawet swoisty trend rodem... ze wsi. Europejskie czarne świnie, hodowane na kontynencie od wieków, zostają teraz zastąpione przez różowe.
Czarny równa się męski?
By czarny powrócił na salony, trzeba było czekać epoki romantyzmu. Zaraz po tym, jak ubierający się à la Werter spopularyzowali niebieski, nastała fascynacja czernią. Był kolorem melancholii, stanu chorobowego czy nieutulonego żalu, żałoby. Lubił go też okultyzm, satanizm, ezoteryka i czarna magia, zyskujące teraz coraz więcej wyznawców. Nie zapomnijmy też o popularności Szekspira, a zwłaszcza jego najsłynniejszego bodaj bohatera, ubranego zawsze w czarny kostium: tragicznego Hamleta!
Co więcej – to właśnie XIX w. przynosi kodyfikację i standaryzację męskiego ubioru, w której ciemne barwy stają się symbolem aktywnej, pracującej części społeczeństwa – mężczyzn, w przeciwieństwie do podążających za modą kolorowych ubrań kobiet. Na wzór królowej Wiktorii żałoba w kolorze czarnym staje się praktyką, jeśli nawet nie modą. Trwa też rewolucja przemysłowa, szaleje wydobycie węgla, rozwijają się spowite ciemnym kurzem miasta, w których zaczyna się pomału masowa produkcja przedmiotów. Pierw w szarym i brązowym kolorze, aż do czasu Henry’ego Forda, który odwołując się do idei purytańskich, postanowił sprzedawać pierwszy masowy samochód w kolorze… czarnym. Model T, produkowany od roku 1908 do 1927, chwilę później miał swój odpowiednik w modzie. Coco Chanel w 1926 r. wypuściła na rynek „małą czarną” – zwaną zresztą „Fordem od Chanel” – uniwersalne rozwiązanie na wszelkie możliwe okazje. Prosta sukienka, w pierwszym roku w kilku wersjach, wieczorowej i dziennej, ale taka, której przyświeca idea uniwersalności – zmiana make-upu i dodatków ma dopasować ją do każdej okazji. Mała czarna nie jest przy tym odosobnionym przypadkiem, raczej symbolem nowej mody niż mityczną reakcją projektantki na śmierć kochanka.
Powojenna emancypacja kobiet to coraz większa maskulinizacja damskiej szafy. Czarne ubrania uznawane są za znak powagi, autorytetu, aktywności zawodowej. Kolor na tkaninie nie musi już być drogi, bo barwi się syntetycznie. Stąd już nie tylko na balach, gdzie wcześniej nosiły go arystokratki, lecz także w szafach zwykłych śmiertelniczek na dobre zagości czarny. Właściwie w II połowie XX w. będzie już mógł pojawić się wszędzie i o każdej porze dnia, choć po II wojnie światowej zyska jeszcze jedną konotację – w licznych subkulturach stanie się znakiem buntu, jeśli nie anarchii. Dla fanów rozwiązań zrównoważonych i ekologicznych, pod koniec XX i w początku XXI w. będzie dużym wyzwaniem – podobnie jak dla pokoleń farbiarzy nieznających sztucznych barwinków. Z łatwością bowiem udaje się na ten kolor zabarwić, ale wciąż trudniej o to, by nie wypłowiał. W XXI w. czarny nadal jest funkcjonalny, uniwersalny, a jednak wciąż w zależności od kontekstu – np. na strajku kobiet – bardzo znaczący.