Załóżmy, że przedsiębiorca chciałby zainwestować w młodego polskiego artystę. Ale się nie zna, a nie chce zapłacić majątku za kicz. Co by mu pani poradziła?
Są w Polsce profesjonalnie działające domy akcyjne, na których można polegać i znaleźć sztukę dla siebie. Obycie ze sztuką wymaga czasu i pracy – oglądania wystaw, śledzenia festiwali sztuki i biennale, czytania i poznania tego, co nas porusza, wzbudza emocje, aby dowiedzieć się, co chcielibyśmy mieć w domu lub w co zainwestować. Niebawem swoją działalność rozpocznie także organizacja On Arte. Nie jesteśmy związani formalnie, to dobrzy znajomi, ale wydaje mi się, że mają ciekawy i świeży koncept, polegający na stworzeniu platformy internetowej, demokratyzującej rynek sztuki i zachęcający nowych użytkowników do inwestowania w sztukę oraz otwierający młodym artystom ścieżkę do potencjalnych klientów.
Inwestowanie w dzieła sztuki jest wciąż w naszym kraju mało popularne. Dlaczego tak się dzieje?
Zainteresowanie inwestowaniem w sztukę w ostatnich dwóch, trzech latach rośnie. Nasz rynek sztuki jest młody, dopiero się rozwija, nie mamy historii inwestowania ani wielu przykładów, z których można czerpać i się uczyć. Jednocześnie obserwuję przedsiębiorców powyżej 30. roku życia i widzę, jak z coraz większą odwagą inwestują w malarstwo, rzeźbę, grafikę, design, fotografię. Zależy im na nietuzinkowych wnętrzach swoich domów, widzą w sztuce faktyczną i bezpieczną lokatę kapitału. Do Concordii i do mnie w ostatnim roku zgłosiły się trzy organizacje, które mają pomysł na działalność gospodarczą i biznes w obszarze edukacji i komercjalizacji rynku sztuki. To zdecydowanie jaskółki nadchodzącej zmiany w Polsce.
Powiedziała pani niedawno, że obcowanie ze sztuką pomaga jej w pracy. W jaki sposób?
Jestem humanistką – biznes jedynie od strony finansów, Excela i budżetów to nie dla mnie. Układam życie zawodowe tak, by stykać się z nieoczywistością, a artyści są w tym niezawodni. Ich punkt widzenia na rzeczywistość zachwyca mnie i zdumiewa. Jestem pod wrażeniem odwagi mówienia na swój sposób o ważnych sprawach. Przykładem jest chociażby praca Kasi Kozyry „Łaźnia męska”, film nakręcony w 1999 r. ukrytą kamerą, czy jej performance polegający na zjechaniu na linie z dachu 60-metrowego biurowca „Bałtyk” w Poznaniu na tle swojego plakatu (2021).
Wytrącanie z rutyny daje mi energię i prowokuje do nietuzinkowego myślenia – także w zarządzaniu i prowadzeniu firmy. A sami artyści inspirują mnie do tego, by nie patrzeć na świat jednowymiarowo, w sposób czarno-biały. Dzięki nim i ich pracom dostrzegam złożoność ludzi, spraw i rzeczywistości, która nas otacza. Natomiast kobiety artystki podziwiam za poruszanie tematów ważnych społecznie, trudnych wątków związanych z bieżącymi wyzwaniami. Imponuje mi ich spójność w tym, co reprezentuje ich twórczość i one same w kontekście wyborów żywieniowych, stylu życia, sposobu ubierania, korzystania z transportu publicznego. Są tym, w co wierzą.
Zdaniem Piotra Krupy, przedsiębiorcy, który inwestuje w sztukę, droga od talentu do utrzymania się z niego jest jednak trudna. I że ktoś jest dlatego artystą, że zwykle nie ma żyłki przedsiębiorcy. Pani też tak uważa?
Sądzę, że artystom należy pomagać także w nabywaniu kompetencji przedsiębiorczych, co robimy m.in. w Concordii. Chcemy pokazywać, jak swój talent mogą przekuć w rezultat biznesowy. Wielu ludzi biznesu to także swego rodzaju artyści, którzy przywiązują ogromną wagę do tego, jak ich produkty są zaprojektowane i jaką mają estetykę. Biznesu i sztuki w żadnym razie nie stawiałbym więc w opozycji.
Przeczytaj też: Piotr Krupa: Chcę oswajać ludzi ze sztuką
Jak więc ich połączyć? Jak zarazić biznes sztuką?
Jeżdżę na wiele konferencji biznesowych i widzę, że z roku na rok coraz więcej uwagi i przestrzeni fizycznej przeznaczanej jest na prezentację artystów, sztuki, wystaw. Prof. Jerzy Hausner robi tak od lat w Krakowie podczas szczytu ekonomicznego „Open Eyes Economy”. Także konferencja „Impact” każdego roku przeznacza jedną ze scen na prezentacje projektów na styku biznesu i sztuki. I to się chwali.
Czego przedsiębiorcy mogą się nauczyć od artystów?
Odwagi, ale także – lub przede wszystkim – wrażliwości. Wierzę, że przywództwo przyszłości oparte jest właśnie na niej. Wrażliwość to wielka siła, coraz lepiej to rozumiem i praktykuję w życiu zawodowym. O potędze wrażliwości wspaniale opowiada Brene Brown, choćby w wystąpieniu na TEDx zatytułowanym „The power of vulnerability”.
Liderzy potrzebują obecnie zupełnie innego zestawu umiejętności niż 15 lat temu. Otwarcie się na drugiego człowieka, zrozumienie i docenienie jego potrzeb, zdolność wskrzeszania pasji, empatia, ciekawość, współpraca, autentyczność – to są moje ulubione określenia dla lidera. Coraz częściej mówi się także o filozofii „Servant Leadership”, czyli przywództwa służebnego.
Polacy potrafią docenić dobrą sztukę?
Jak w każdym innym kraju wszystko zależy od edukacji, tego, skąd się wywodzimy, naszego doświadczenia życiowego. Dla mnie najważniejsze jest, by do obcowania ze sztuką zachęcać, czynić z tego prawdziwą przygodę. Powinniśmy przy tym wykorzystywać wrodzoną ciekawość i zdolności, które towarzyszą nam od dzieciństwa. Dzieci przecież w sposób naturalny są artystami i odkrywcami: uwielbiają śpiewać, tańczyć, rysować, opowiadać fascynujące historie i grać przed bliskimi swoje własne spektakle. Uwielbiają też eksperymentować. Dopiero gdy dorastamy, dowiadujemy się, że może nie powinniśmy tego robić, że to dla innych. A tak nie jest. Ponadto same muzea nie powinny być sztywnymi, strzeżonymi przez ochronę gmachami. To powinna i może być przestrzeń fascynującego, osobistego doświadczenia, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.
Już Gombrowicz w latach 50. pisał w swoich „Dziennikach”, że prawie nikt nie chodzi do muzeów, choć wszyscy gotowi są przysięgać na kolanach, że Tycjan lub Rembrandt to cuda, od jakich „zbiegają ich dreszcze”. Że wielkie puste sale obwieszone płótnami są odpychające. Jak to zmienić?
Celem naszej rodzinnej Fundacji Vox Artis jest wprowadzanie sztuki do przestrzeni publicznej. Wiemy, że odsetek osób wybierających się do muzeum jest znikomy, dlatego zapraszamy artystów, by wspólnie z nami realizowali wystawy w miejscach otwartych. Udało się to m.in. z Sylwestrem Ambroziakiem i jego wystawą „Mama, I’m coming home”, prezentującą rzeźby, animację i wideo w Przystani Sztuki w Poznaniu. Tematyka dotyczyła problemu wykorzenienia i przemocy, której doświadczają ludzie w obecnej sytuacji geopolitycznej, zmuszeni do exodusu i masowych przemieszczeń.
Jest też permanentna wystawa „Totemy” Alicji Białej i Iwo Borkowicza, które wizualizują skalę zniszczeń i biodegradacji. Naszą ostatnią realizacją jest rzeźba „Sorry” Joanny Rajkowskiej, która stanęła w poprzek chodnika przy Rondzie Kaponiera w Poznaniu. Betonowy mur, fizyczna bariera nie do pokonania, dotyczy kryzysów uchodźczych. Nie sposób przejść obok niej obojętnie – przechodzień zmuszony jest do konfrontacji, czy tego chce, czy nie. Wierzymy, że taka sztuka przemawia do ludzi, prowokuje do dyskusji i refleksji.
A od kiedy sztuka jest obecna w pani życiu?
Właściwie od zawsze. Pamiętam, że jako dziecko zakładałam słuchawki – większe niż moja głowa – i godzinami słuchałam świetnych płyt mojego ojca: Chrisa Rea, Pink Floyd, Dire Straits itd. Z artystami miałam również kontakt na co dzień, bo ojciec pracował w Polskim Teatrze Tańca Konrada Drzewieckiego i wielu twórców pojawiało się w naszym domu. Rodzice zaczęli wtedy kupować sztukę, a powstająca kolekcja była zaczątkiem działającej do dziś Fundacji Vox Artis. Rodzice przyjaźnili się też z Mariuszem Krukiem, który prowadził z nami zajęcia z rysunku. Pamiętam, że owijał meble tekturą falistą, na której powstawały nasze prace, że panowała atmosfera wolności i swobody.
Sztuka była blisko także na wakacjach, które łączyliśmy z wizytami w muzeach i galeriach oraz na festiwalach. Jestem także absolwentką programu Philanthropy for Impact (PFI) Fundacji EFC Romana Czerneckiego. To niezwykle ciekawy kurs łączący zagadnienia i doświadczenia wykładowców Harvard Kennedy School z obszaru leadershipu ze study tour po organizacjach działających społecznie powiązanych z Ashoką.
Jak powstało centrum kreatywności i biznesu Concordia Design, które pani prowadzi?
Concordia Design działa od 11 lat w zabytkowej, poznańskiej drukarni z końca XVIII w. Nazwa pochodzi od włoskiego „concordare”, co oznacza zgodę, porozumienie, wspólnotę. Chciałam, żebyśmy właśnie w ten sposób działali w biznesie i przestrzeni publicznej. Zależało mi na tym, aby stworzyć miejsce inkluzywne, przeznaczone dla wielu środowisk, dostępne dla różnych grup. Concordia łączy w sobie przedsiębiorczość i kulturę, pracę oraz spędzanie czasu wolnego, wydarzenia komercyjne i otwarte. Jest swego rodzaju platformą: wynajmujemy biura, organizujemy eventy, wspieramy firmy poprzez doradztwo biznesowe, wreszcie prowadzimy autorskie restauracje pod marką Concordia Taste.
Przez ponad dekadę znacznie się rozwinęliśmy i otworzyliśmy także Concordię Design Wrocław. Również w wyjątkowym miejscu – na Wyspie Słodowej – w XIX-wiecznej kamienicy. W naszej grupie podmiotów jest także poznański LAB150 – centrum prototypowania i projektowania produktów czy usług, a także Aula Artis – sala koncertowo-teatralna na 700 osób. Tworzymy produkty, usługi i przestrzeń, która zmienia rzeczywistość. Inspirujemy i wprowadzamy pozytywne zmiany w biznesie, życiu i otoczeniu.
Kto jest waszym klientem?
Ze względu na szerokie spektrum działania mamy wielu klientów o bardzo różnej charakterystyce, zarówno w Poznaniu, jak i we Wrocławiu. Część z nich traktuje Concordię jako naturalne miejsce do rozwoju, bo wynajmują u nas biura czy coworking. Świetnie działa tam idea „community for community” i udało nam się stworzyć społeczność firm i osób współpracujących, dzielących się wiedzą, ale także spotykających się nieformalnie po godzinach pracy.
W naszym centrum konferencyjnym organizujemy wydarzenia dla małych, średnich i dużych firm, ale także m.in. kongresy chirurgów czy prezentacje produktowe. Mamy szerokie spektrum działania. Prowadzimy także doradztwo dla biznesu i wspieramy w rozwoju zarówno polskich championów czy międzynarodowe marki. Nowym, obiecującym obszarem jest praca ze start-upami. Mamy własne programy inkubacyjne, a dodatkowo jesteśmy jednym z operatorów programu Poland Prize, czyli programu akceleracyjnego dla młodych technologicznych firm zza granicy.
Ważny jest dla nas czynnik społeczny, stąd angażujemy się m.in. w takie przedsięwzięcia jak Dostępny Design. Wspólnie uczymy przedsiębiorców, jak projektować uniwersalnie, czyli mając na uwadze potrzeby jak najszerszej grupy odbiorców.
Co jeszcze planujecie?
Działalność, jaką prowadzimy, jest wielowymiarowa, co daje wiele możliwości do rozwoju. Od maja 2022 r. zarządzam także studiem do produkcji gier, filmów, animacji, dźwięku i fotografii eN Studios. Chciałabym połączyć jego potencjał z Concordią, a także LAB-em 150. Wierzę, że jesteśmy w stanie stworzyć grupę podmiotów unikatową nie tylko w Polsce, ale także w większej skali. Mamy mnóstwo pomysłów i ambitnych planów na przyszłość. Chcemy wprowadzać nowe usługi, rozwijać programy inkubacyjne i program akceleracyjny, współpracować ze światem akademickim, projektować i produkować gry.
Ostatnie dwa i pół roku były niezwykle wymagające, a przed nami jeszcze inflacja, wzrost kosztów i niepewna sytuacja ekonomiczna. Pomimo tego w 2021 r. osiągnęliśmy obroty sprzed pandemii, a w 2022 r. najpewniej je podwoimy. I liczymy, że pomimo obaw co do przyszłości będziemy w stanie utrzymywać trendy wzrostowe we wszystkich obszarach naszej aktywności.