FORBES: Jak długo wytrzymujesz pod wodą bez oddychania?
Emilia Biała: To zależy od tego, czy się pod wodą poruszam, pokonując długość w basenie lub nurkując w głąb, czy też wstrzymuję oddech na czas, nie poruszając się. W każdym z tych przypadków ten wynik będzie różny.
Powiedzmy, że się nie ruszasz.
Kiedy liczy się samo jak najdłuższe wstrzymanie oddechu, leży się na płytkiej wodzie twarzą w dół, nie wykonując żadnych ruchów i nie zużywając energii. W tej dyscyplinie najdłużej udało mi się wstrzymać oddech na ponad 6 minut.
To bardzo długo. Co się wtedy czuje?
Zaczyna się od fazy „miękkiej”, w której nie ma się potrzeby oddychania. Wtedy można wejść w stan głębokiej relaksacji i poczuć się bardzo wygodnie. Ta faza trwa do momentu, gdy w organizmie narasta poziom dwutlenku węgla i zaczyna się odczuwać potrzebę zaczerpnięcia powietrza, a wraz z nią dyskomfort. Wtedy zaczyna się najciekawsza część nurkowania. To etap walki z samym sobą. Człowiek przekształca to uczucie dyskomfortu w coś pozytywnego i wspierającego. Statyka wydaje się najtrudniejszą z nurkowych dyscyplin, bo nie ma w niej „rozpraszaczy” w postaci jakiegokolwiek ruchu. Wydaje się może bardzo nieracjonalna, ale to niesamowity trening dla ciała i umysłu pokazujący, jak bardzo potrafią nas ograniczać sabotujące myśli.
Ile może wytrzymać pod wodą przeciętny człowiek?
Każdy zdrowy człowiek po krótkim przeszkoleniu jest w stanie wstrzymać oddech pod wodą na 2–3 minuty. Bardzo pomagają w tym techniki relaksacyjne. Freediving w ogóle jest formą podwodnej medytacji. Bardzo dużą rolę odgrywa w nim spokój umysłu.
Kiedy po raz pierwszy miałaś robioną próbę statyczną, miałaś od razu ponadnormatywne wyniki?
Ja na początku bardzo bałam się wody i głębokości. Wstrzymywanie oddechu wiązało się u mnie z paniką, być może także dlatego, że moje pierwsze nurkowe próby odbywały się w ciemnym i zimnym jeziorze Hańcza. Ale już po kilku próbach i oswojeniu się z tym zjawiskiem, na swoich pierwszych zawodach wstrzymałam oddech na około cztery minuty, co wzbudziło duże zaskoczenie sędziów. Nie znałam wtedy żadnych technik oddechowych, byłam zupełnym nowicjuszem i w związku z tym zrobiłam to trochę siłowo. Na zawodach pojawiłam się trochę przypadkiem, ale to wydarzenie zmotywowało mnie, żeby dalej się w tym kierunku szkolić.
Co to jest DYN?
To skrót od nazwy freedivingowej dyscypliny basenowej – dynamika. Na wstrzymanym oddechu płynie się horyzontalnie pod wodą jak najdłuższy odcinek basenu z użyciem monopłetwy.
To w tej dyscyplinie masz sporo tytułów.
Tak, mam przede wszystkim srebrny medal na mistrzostwach świata zdobyty w 2011 roku. Co ciekawe, w ogóle nie liczyłam wtedy, że tak dobrze mi się na tamtych zawodach powiedzie, nie miałam też wielkiego doświadczenia w pływaniu w monopłetwie. Ale kuriozum freedivingu polega na tym, że im mniejsze ma się wobec siebie oczekiwania, tym łatwiej się zrelaksować i tym lepiej wypada się na zawodach.
Jakie są niebezpieczeństwa związane z freedivingiem? Wiele osób obawia się ataku paniki i utopienia albo choroby dekompresyjnej.
Choroba dekompresyjna zdarza się we freedivingu niezwykle rzadko i to tylko, gdy nurkuje się bardzo często i z krótkim czasem powierzchniowym lub podczas pojedynczych wyjątkowo głębokich nurkowań. Jako laik bałabym się pewnie, że zanurzając się na długo pod wodę, doprowadzę do niedotlenienia i w konsekwencji – uszkodzenia mózgu. Ale dziś wiem, że to nieprawda. Ludzie mają wrodzoną zdolność do przebywania pod wodą. Jako ssaki mamy tzw. odruch nurkowy związany z tym, że przed narodzinami spędzamy ok. 9 miesięcy w wodach płodowych. Odruch nurkowy zabezpiecza nas przed niedotlenieniem w trakcie porodu. Polega na tym, że kiedy do organizmu przestaje być dostarczany tlen, ciało zachowuje go dla tzw. trójkąta życia, czyli dostarcza go głównie do mózgu, serca i płuc. Trenując tę zdolność, podtrzymujemy pierwotny odruch, który bez tego z czasem u ludzi zanika.
Ludzie obawiają się też przy nurkowaniu uczucia klaustrofobii?
Klaustrofobii raczej nie, ale można mieć poczucie „zgniatania”, które pojawia się, gdy jest się spiętym. Im bardziej ma się pod wodą spięte ciało, tym bardziej woda na nie naciska. Dlatego pod wodę trzeba zawsze wchodzić ze spokojem i pokorą. Na pewnej głębokości osiąga się tzw. stan swobodnego opadania. Ciało staje się wtedy cięższe niż woda i bardzo ważne jest wejście w taki stan przyzwolenia na to, żeby woda człowieka pochłonęła. Trzeba dać się jej „przytulić” i „objąć”. Jeśli zacznie się z nią walczyć, zawsze się przegra. Przebywanie pod wodą jest oczyszczające dla umysłu i weryfikuje ogólny stan wewnętrzny. Już samo patrzenie na wodę relaksuje, a zanurzenie się w niej powoduje tzw. deprywację sensoryczną, czyli odcina od wszelkich bodźców ze świata zewnętrznego. To bardzo kojące dla układu nerwowego, zazwyczaj przeładowanego dziś myślami i emocjami. Jest taka książka, „Blue mind”, która bardzo ciekawie o tym wszystkim opowiada.
Ile czasu spędzasz w wodzie w tygodniu?
Teraz mniej niż kiedyś, gdy pracowałam na pełen etat jako instruktor freedivingu. Ale nadal zdarzają się tygodnie, w których spędzam w wodzie po 5 godzin dziennie.
Jesteś już na sportowej emeryturze?
Nie, absolutnie. Planuję jeszcze brać udział w zawodach. Też w dynamice, ale bez płetw. To pływanie pod wodą żabką, które można uprawiać w basenie albo płynąc w głąb głębokiej wody. Jedynym narzędziem wykorzystywanym przy takim pływaniu jest ludzkie ciało.
Piękne we freedivingu jest właśnie to, że nie stawia żadnych granic wiekowych. Można tak nurkować również w późnym wieku. Freediving wymaga dużej samoświadomości i ułożenia się ze swoim własnym ego, a to zwykle cechy osób doświadczonych życiowo. Natalia Moczanowa, legenda światowego freedivingu, zaczęła uprawiać freediving, mając 40 lat, a u szczytu swoich osiągnięć była około pięćdziesiątki. Mój pierwszy trener instruktażu freedivingowego – Aharon Solomons, który mieszka w Izraelu, ma 83 lata i nadal aktywnie uczy freedivingu.
Jacques Mayol, „człowiek delfin” i prototyp bohatera „Wielkiego błękitu” Luca Bessona, zakończył karierę dopiero po siedemdziesiątce.
Na świecie są też całe plemiona i wioski, które żyją z freedivingu i nurkują do bardzo sędziwego wieku. To np. japońskie poławiaczki pereł Ama i koreańskie Haenyeo z wyspy Jeju – niektóre z nich mają przecież nawet po 80 lat! W Japonii takim zajęciem parały się kobiety, bo utarło się przekonanie, że mają do tego lepsze naturalne warunki, czyli więcej chroniącej przed chłodem tkanki tłuszczowej. Natomiast w Korei to kobiety poławiały perłopławy, bo zazwyczaj pochodziły z wiosek, w których mężczyźni żyli z poławiania ryb. Często z takich wypraw długo nie wracali. Ich żony zarabiały wtedy, nurkując w poszukiwaniu pereł, które do dzisiaj sprzedają przy brzegu.
Dziś częściej nurkuje się „dla sportu”, żeby sprawdzić, co się jeszcze pod wodą da osiągnąć. Czy to, co osiągnął Herbert Nitsch, czyli ponad 9 minut leżenia pod wodą bez oddechu, to szczyt ludzkich możliwości?
Herbert Nitsch jest fantastyczny. Był gościem honorowym podczas zawodów Deepspot Challenge w Wielostrefowym Symulatorze Warunków Nurkowych Deepspot w Mszczonowie, w którym teraz pracuję. Jest mistrzem świata w nurkowaniu w kategorii No limits, czyli takim nurkowaniu, jakie zostało pokazane w filmie „Wielki błękit” – schodzi się pod wodę z użyciem specjalnej windy i wynurza przy użyciu balonu wypełnionego powietrzem. Pozwala to zaoszczędzić energię, dzięki czemu można wykonywać głębsze nurkowania. Za czasów Jacques’a Mayola środowisko lekarskie uważało, że człowiek nie może zanurkować głębiej niż na 60–70 metrów, bo na większej głębokości ludzkie płuca ulegają implozji. Już Mayol i Enzo Maiorca udowodnili, że to nieprawda, a dziś Herbert Nitsch nurkuje na głębokość 214 metrów i tak naprawdę nadal nie wiemy, jak głęboko człowiek może dotrzeć o własnych siłach pod wodą. Obecny rekord świata we wstrzymywaniu oddechu wśród mężczyzn to ponad 11 minut.
Skąd ty się wzięłaś w tej dość szalonej branży? Pracowałaś wcześniej w korporacji.
Po studiach europeistycznych pracowałam w firmie, która zajmowała się doradztwem finansowym. To nie do końca było w zgodzie z moją naturą, ale chciałam włączyć się w „dorosły” świat pracujących ludzi. Kiedyś, zmęczona po dniu pracy za biurkiem, poszłam na basen i zobaczyłam tam człowieka trenującego w monopłetwie. Pływał jak delfin, a mnie ten widok natychmiast zaczarował. Zaczęłam z nim rozmawiać i to on wprowadził mnie do świata freedivingu, który wtedy był jeszcze w Polsce bardzo kameralny. Szybko trafiłam pod opiekę Agaty Bogusz, jednej z zaledwie trojga instruktorów freedivingu w Polsce, która bardzo chciała popularyzować ten sport wśród kobiet.
Ty w końcu karierę w korporacji porzuciłaś.
Najpierw uprawiałam freediving i jeździłam na pierwsze zawody, normalnie pracując w firmie. W 2012 roku jechałam jednak pociągiem, który zderzył się czołowo z innym w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami. Otarłam się o śmierć, bo zginęło tam wiele osób. Do dziś mam wrażenie, że odzyskałam wtedy na nowo swoje życie. Postanowiłam pojechać w podróż do Azji. Tam zobaczyłam, jak żyją ludzie, którzy uczą oddychania i freedivingu. Nie czułam się jednak jeszcze na siłach, żeby żyć tak jak oni. Dopiero w 2015 roku kupiłam bilet na Filipiny w jedną stronę. Nie mając żadnych oszczędności, poleciałam do Azji z plecakiem, w którym 70 proc. zawartości stanowiły akcesoria do nurkowania.
Szalona decyzja.
Z Filipin trafiłam na małą wyspę w Tajlandii, gdzie zaczęłam uczyć freedivingu. Potem wylądowałam na Bali. Tam uczyłam już w większej szkole, jednocześnie cały czas sama ucząc się jeszcze nurkowania i technik oddechowych. Brak pieniędzy nie był żadną trudnością, życie toczyło się z dnia na dzień samo, żyłam wśród barwnych osobowości z całego świata. Z Bali trafiłam do Chorwacji, a potem do Dahab w Egipcie. Freediving stawał się przez cały ten czas coraz bardziej popularny. Dziś możliwości pracy w tej branży jest wszędzie bardzo dużo: są rozmaite zawody, warsztaty i szkoły. Freediving dla wielu osób stał się stylem życia i sportem, z którego można się utrzymać.
Dziś uczysz freedivingu w Mszczonowie. To powrót na zawsze?
Nie, chciałabym mieszkać w Grecji, na wyspie, bo uwielbiam wyspy. I już nawet wybrałam sobie Amorgos, gdzie zresztą był kręcony „Wielki błękit”. Kiedy zaprosił mnie do pracy w Mszczonowie Michał Braszczyński, byłam jednak pod ogromnym wrażeniem, że to wymyślony przez Polaka i sfinansowany w całości lokalnie projekt. Uznałam, że chciałabym być obecna przy tworzeniu polskiej mekki freedivingu i dzielić się moim doświadczeniem z lat treningów jako zawodnik oraz zdobytym podczas podróży. W Deepspot można zacząć przygodę z freedivingiem, ale też potem przez cały rok trenować, a we freedivingu bardzo ważna jest ciągłość treningu. Przyjeżdżają tu początkujący, ale też rekordziści freedivingu z całego świata.
Nurkowanie jest dla każdego?
Tak. Jeśli komuś wydaje się, że nie daje rady, to nie dlatego, że nie może, tylko zazwyczaj nie chce nad sobą popracować albo potrzebuje na to więcej czasu. Naprawdę nie mogą nurkować tylko osoby, które mają jakieś specyficzne schorzenia, ale to jest niewielki procent społeczeństwa.