Kiedy zaczęły się bombardowania, Natasza z dziewięcioletnią córką Olą wybiegła z domu w Ukrainie, tak jak stała. Prosto spod prysznica, z mokrą głową. Teraz w Polsce mieszka u Maksa, który na wiadomość o rosyjskiej inwazji jeszcze tego samego dnia postanowił, że zaprosi do siebie uciekających przed wojną. – Do końca życia mu tego nie zapomnę – mówi uchodźczyni.

Wszystko działo się bardzo szybko. Wojna zaczęła się 24 lutego rano, a wieczorem Maks już dopisywał się do listy osób, które są gotowe ugościć uchodźców. Był jednym z pierwszych, którzy zdecydowali się otworzyć swoje domy dla przybyszów z Ukrainy.

– To był impuls. Nie zastanawiałem się ani chwili. Poszedłem na żywioł, bo mam poczucie, że w tego typu sytuacjach trzeba zawierzyć chwili. Wojna to odwrócenie normalnego porządku, tu nie ma miejsca na analizowanie, bo to może tylko nakręcać niepotrzebne lęki – mówi.

Źródła: Vogue Polska
Tags:
  • Ukraina
  • Vogue Polska
  • wojna w ukrainie
  • uchodźcy