Ostatnio jako Grupa Granica spędziłyście kilka dni na granicy polsko-ukraińskiej. Co należy do waszych działań?
Katarzyna Czarnota: – Grupa Granica działa wzdłuż granic polsko-ukraińskiej i polsko-białoruskiej. Należy pamiętać, by łączyć te dwie sytuacje, ponieważ problemy, które występują w obu tych miejscach, są podobne. Inne jest tylko ich nasilenie. Wzdłuż granicy z Białorusią aktywistki i mieszkanki codziennie prowadzą interwencje, czasami ratując życie innych kobiet i dzieci. Do działań Grupy po stronie ukraińskiej należy między innymi pomoc w punktach recepcyjnych, w znalezieniu informacji o bieżącej sytuacji, pomoc rzeczowa i wsparcie logistyczne, przeciwdziałanie handlowi ludźmi i rasizmowi. Jesteśmy wszędzie tam, gdzie system zawodzi.
Faktycznie, przez ostatnie kilka dni w ramach współpracy z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, czyli jedną z czternastu organizacji wchodzących w skład Grupy Granica, monitorowałyśmy, jak wygląda sytuacja uchodźców na granicy z Ukrainą.
Co rzuca się w oczy?
– Oczywiście wielkie pospolite ruszenie. Osoby z Polski i z zagranicy, między innymi z Portugalii, Francji, Hiszpanii czy Izraela, bardzo często kobiety, wzięły na swoje barki pomoc Ukrainkom i Ukraińcom uciekającym z terenów ogarniętych wojną. Wolontariusze i wolontariuszki pracują dzień i noc, aby zapewnić pomoc. Z jednej strony takie działania są oczywiście godne pochwały. Z drugiej jednak pokazują nieudolność polskiego rządu w sytuacji kryzysowej.
Idealną ilustracją tego opłakanego stanu rzeczy jest niedawna inicjatywa wojewody wielkopolskiego, który wśród mieszkańców i mieszkanek Wielkopolski robił zbiórkę jednorazowych naczyń dla uchodźców. W internecie popularna stała się wypowiedź Sylwii Chutnik, że Polska powinna zmienić swoją nazwę na Zrzutka.pl, ponieważ pomoc pochodzi z darowizn, nie z kasy państwa. Niestety, trafia w punkt.
Czego brakuje?
– Tak naprawdę wszystkiego. Wolontariusze i wolontariuszki w totalnym chaosie robią, co mogą – kupują najpotrzebniejsze rzeczy, organizują infrastrukturę pomocową. Jak relacjonowali mieszkańcy gmin i wolontariusze, polski rząd jest praktycznie nieobecny na granicach. W strefie przygranicznej odpowiedzialność za dostarczanie jedzenia przejęła amerykańska organizacja humanitarna World Central Kitchen, która widząc, jak dramatyczna jest sytuacja w całym kraju, zamierza przenieść się też w głąb Polski. To, czego jednak najbardziej brakuje, to planu systemowej pomocy i procedur gwarantujących bezpieczeństwo.
Samowolka transportowa osób z Ukrainy niesie ze sobą zagrożenie handlu ludźmi, naraża na przemoc i wyzysk. Stawia uchodźczynie i uchodźców w pozycji kompletnej zależności od przypadkowo napotkanych osób. Dociera do nas coraz więcej historii o tym, że osoby czuły, że grozi im niebezpieczeństwo. Wszystko przez system, który działa, jak chce, bez możliwości ochrony praw osób najbardziej narażonych na przemoc, również bez sprawnej rejestracji transportów…
Rejestracji ludzi czy pojazdów?
– Z naszego monitoringu na przejściach granicznych i w punktach recepcyjnych wynika, że wszystko zależy nie tylko od miejsca, lecz także od osób, na które się trafi. Niektórzy wolontariusze i wolontariuszki w zeszycie zapiszą imię i nazwisko kierowcy, kierowczyni, numer rejestracyjny pojazdu, a także dane uchodźców. W innych punktach idzie to sprawniej, bo dane wpisywane są do komputera. Jednak tylko w niektórych miejscach czynność tę wykonywali funkcjonariusze policji, jednocześnie sprawdzając, czy kierowca nie był karany.
Problem polega na tym, że osoby, które wsiadają do aut, nie otrzymują żadnej informacji, co mają zrobić w wypadku zagrożenia. Nie jest im przekazywany żaden numer interwencyjny. Mało tego, zarówno funkcjonariusze i funkcjonariuszki, jak i wolontariusze i wolontariuszki mają bardzo niską świadomość procederu handlu ludźmi.
Kto jest najbardziej narażony na niebezpieczeństwo?
– Potrzebujemy wzmocnionych działań rządu przy pomocy kobietom, dla których oferta transportów może skończyć się seksualną pracą przymusową. Mamy do czynienia z samotnie podróżującymi dziećmi, których rodzice pozostali w Ukrainie, a które mają dołączyć do rodziny w Polsce lub innych krajach Europy. Tutaj ponownie nie ma jasnych procedur umożliwiających bezpieczną drogę, nie ma zorganizowanej dystrybucji informacji o infolinii, na którą dziecko mogłoby zadzwonić w momencie zagrożenia. Ponownie pozostaje na łasce i niełasce napotkanych osób.
Ta sytuacja pełnej zależności ma miejsce również na granicy z Białorusią, tam też kobiety, dzieci i mężczyźni uciekają z terenów ogarniętych wojną. Bardzo często te osoby są wydalane z kraju, poddawane tzw. wywózkom. Ten proces zachodzi przy pełnej świadomości tego, co dzieje się na terenie białoruskiego obozu w Bruzgach, a więc tortur, gwałcenia przez funkcjonariuszy emigrantek z Iraku, Syrii, Afganistanu, Jemenu i innych zdestabilizowanych krajów, niedostarczania wody i jedzenia.
Do Polski dotarło już ponad 2 mln uchodźców. Boją się na granicy?
– Na pewno, bo szybko orientują się, że polski rząd stwarza tylko pozory bezpieczeństwa, a dobrobyt Ukraińców i Ukrainek to ruletka. Bardzo często nie wiedzą, z kim powinni jechać, ponieważ między wolontariuszami kierującymi ruchem często nie ma komunikacji.
W punktach recepcyjnych wisi wiele ogłoszeń o pracę, z ofertami transportu czy mieszkania, których nikt nie weryfikuje. Podczas monitoringu wielokrotnie widziałyśmy też, że miejsca dla kobiet karmiących i dla dzieci nie są osłonięte, a do tych przestrzeni z łatwością mogą wejść niepożądane osoby.
Uchodźczynie często są straumatyzowane – o czym osoby ze służb zdają się nie wiedzieć lub po prostu ignorują ten fakt, bezceremonialnie wpuszczając zamaskowanych i uzbrojonych żołnierzy na przykład do wspomnianych przestrzeni dla matek. To niepotrzebny stres. Pokutuje brak wydelegowanych przez państwo profesjonalistów, lekarzy, lekarek, psychologów, psycholożek, osób, które faktycznie mają kompetencje, by pomagać ludziom w kryzysie.
Rząd oferuje 40 złotych na dzień osobom, które przyjmą uchodźczynię lub uchodźcę. Czy to dobry pomysł?
– W niedalekiej perspektywie może to doprowadzić do patologii – każdy będzie mógł posiadać „swojego uchodźcę”, co rodzi kolejne pokłady zależności od drugiej osoby i paternalizuje, co jest związane z odbieraniem godności i możliwości samodecydowania. Wsparcie finansowe powinno być kierowane bezpośrednio do osób w kryzysie uchodźczym. Tylko w taki sposób możemy zminimalizować rozwój grup handlarzy ludźmi, które będą przymuszać innych do pracy, także seksualnej.
Osoby uciekające przed wojną muszą mieć pełne prawo do podejmowania decyzji i posiadać, wraz z goszczącymi je osobami z Polski, dostęp do wsparcia instytucjonalnego, związanego z wiedzą o tym, jak wygląda temat szkół, jaka jest procedura poszukiwania pracy, jaki jest dostęp do leczenia itd. Tak ochronimy się przed wyzyskiem.
Co jeszcze powinno zrobić państwo?
– Na pewno przestać dzielić uchodźców i uchodźczynie na lepszych i gorszych, co niestety jest charakterystyczne dla działań naszego rządu. Na razie ten podział przebiega wzdłuż granic, ale te mechanizmy z łatwością będzie można przełożyć na osoby z Ukrainy. Oddolna pomoc od Polek i Polaków nie utrzyma się długo. Wyczerpią się finanse, cierpliwość, dobre chęci. Jeżeli nie uzyskamy pomocy instytucjonalnej, kolejne duże grupy uchodźców i uchodźczyń będą coraz częściej zmuszone spać na polskich dworcach i ulicach.
Kiedy ten widok zacznie budzić frustrację?
– Polski rząd musi w końcu ruszyć z faktyczną pomocą, a nie tylko organizować konferencje, na których chwali się wspaniałą społeczną mobilizacją.
Jakie działania Grupy Granica przed wami?
– Przed nami kolejne tygodnie działań skupionych na niesieniu pomocy w tych miejscach, gdzie państwo najbardziej zawodzi. Sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna wzdłuż granicy z Białorusią… Obserwujemy wzrost przemocy i skali kryzysu – tylko w tygodniu między 8 a 14 marca otrzymaliśmy prośby o pomoc od 123 osób, z czego 20 to dzieci. Filmy i zdjęcia z brutalnych wywózek dokumentują te sytuacje. Eskalacja kryzysu to też ciągłe informacje o gwałtach, pobiciach i dalszych wywózkach. Po drugiej stronie aktywistki i aktywiści też robią, co mogą, organizując pomoc tym najbardziej wykluczonym. W zeszłym tygodniu odbył się transport do Polski kolejnych 100 osób.
Codzienna praca Grupy Granica to wysiłek setek kobiet, mieszkanek i aktywistek, związana z niesieniem podstawowej pomocy, budowaniem struktur, dokumentowaniem i rzecznictwem. Wszystko wskazuje na to, że ten kryzys nie skończy się szybko. Będziemy potrzebować dużo siły.